Po zwiedzeniu Mdiny ruszamy na wycieczkę do Dingli Cliffs. Idziemy ulicą Triq il Rabat prosto na południe, mijając gaje oliwne i pola. Po lewej stronie góruje nad okolicą tajemniczy pałacyk (nie mam pojęcia co to za budowal, bo była zamknięta). Wokół niego rozciągają się utworzone 400 lat temu piękne ogrody Buskett Gardens. Odpoczywamy sobie chwilę w cieniu drzew, po czym ruszamy dalej na południe ku klifom.
Zanim docieramy nad morze zatrzymujemy się przy tzw. Clapham Junction. Jest to dosyć zagadkowe miejsce, w którym znajdują się jeszcze bardziej zagadkowe koleiny, dosłownie wyryte w skalistym podłożu. Koleiny te mają ok. pół metra głebokości i występują w wielu miejscach na obu wyspach, jednak tutaj na południu znajduje się ich największe skupisko, stąd nazwa (od ruchliwej stacji kolejowej w Londynie). W zasadzie nikt do dziś nie odkrył skąd się wzięły. Jedne teorie mówią, że pochodzą z czasów prehistorycznych, inne, że to wozy Fenicjan wyżłobiły je w miękkich skałach Malty. Ale żadna z teorii nie wyjaśnia dokładnia co i jak. Ot,kolejna zagadka jakich wiele na Malcie.
W końcu docieramy do klifów Dingli. Wiatr chce nam urwać głowy, ale widok jest oszałamiający. To jedno z najwyżej położonych miejsc na Malcie (ok. 250 m n.p.m.), a że wznosi się bezpośrednio nad morzem wrażenie jest ogromne.