Z portu w Mgarr jedziemy najpierw do Victorii, a potem wsiadamy w autobus do Marsalforn, gdzie zarezerwowaliśmy sobie hostel (http://gozo.com/santamartha/). Marsalforn to mała rybacka wioska, poza sezonem praktycznie pusta- właścicielka hostelu twierdzi, że na codzień mieszka tam ok. 70 rodzin. Rzecz jasna w sezonie przejeżdża tu masa ludzi, ale w maju jest jeszcze cicho i spokojnie- tego szukaliśmy :)). Są tu wypożyczalnie rowerów, aut, sprzetu do nurkowania, które właśnie w zaczęły się otwierać, w przygotowaniu do sezonu. Jest tu kawałek skalistej plaży- od biedy da się plażować. Któregoś dnia, kiedy słońce mocno przygrzewa, decydujemy się spędzić popołudnie na plaży, ale kąpać się nie da, bo morze ma jeszcze ok. 15 stopni. Brrrr.
Pierwszego dnia zwiedzamy okolicę i robimy sobie piknik na wiszącej (nad morzem) skale.