Przylecielisny po poludniu i do centrum miasta dostalismy sie autobusem. Wyszlo taniej niz taksowka (zeby dostac sie do autobusu trzeba przebic sie przez naciagajacych taksowkarzy:)).
Marrakesz okazal sie byc tloczny, halasliwy i co tu ukrywac - miejscami smierdzacy. Ale to tylko pierwsze wrazenie - miasto po prostu tetni zyciem na swoj sposob i trzeba chwili zeby przywyknac. Panuje tu zupelnie inne podejscie do turystow niz w Europie - tutaj na turyscie chce zarobic doslownie kazdy - gdy tylko tubylcy dojrza obcokrajowca od razu rzucaja sie do pomocy ( czy dany delikwent tego chce czy nie) oczywiscie za odpowiednia oplata. Wystarczy przystanac na chwile z mapa w reku i juz pojawia sie kilku chetnych do wskazania drogi. Prawdziwy sprawdzian dla turysty to spacer po targach, czyli sukach - kazdy sprzedawca zagaduje, ciagnie za reke do swojego straganu oferujac dywany, kapcie lub czajniki:) prawdziwy test na asertywnosc.
Swoja droga, do Marrakeszu powinni przyjezdzac akwizytorzy uczyc sie technik sprzedazy:).
W Marakeszu jest wiele interesujacych miejsc. Ciekawie wygladaja mury miejskie i kilka bram (np. Bab Agnou - co podobno znaczy po berberyjsku "Brama Czarnego-Barana-bez-Rogow" :-)))). Poza tym sa palace wladcow czy wezyrow, jako, ze Marrakesz byl obierany na stolice przez wielu wladcow. My widzielismy Palac Al-Badi, ktory jest olbrzymi, ale niestety do dzisiaj nie zachowalo sie wiele. Oprocz tego grobowce Sadytow- jednej z dynastii, ktora rzadzila Marokiem. Nie odmowilismy sobie pojscia do Muzeum Sztuki Marokanskiej w Palacu Dar si Said oraz Palacu de la Bahia, ktory nalezal do pewnego cwanego wezyra (jego imie mi niestety umknelo). Wezyr ten przez kilka miesiecy utrzymywal smierc krola w tajemnicy po to zeby samemu sprawowac wladze. Wzburzony marokanski lud po jego smierci spladrowal palac, ale francuzi w czasach protektoratu odbudowali go. Nie dotarlismy niestety do slynnych ogrodow na poludnie od medyny jako, ze nie bylo juz czasu. Widac, ze Marrakesz przez wiele wiekow byl centrum wydarzen w Maroku. Jednak najwieksze wrazenie zrobil na nas plac Jamma Al-Fnaa, ktory jest centrum Marrakeszu. W dzien jest dosyc pustawo, tylko gdzieniegdzie stoiska ustawiaja sprzedawcy daktyli czy soku z pomaranczy. Wieczorem jednak plac zaczyna tetnic zyciem, pojawiaja sie sprzedawcy wszystkiego (od jedzenia po chlam w rodzaju starych kapci), zaklinacze wezy, tancerki czy treserzy zwierzat i tak do poznych godzin nocnych. Tak sobie wyobrazalem arabskie miasto, tak mogl wygladac Bagdad w "Basniach tysiaca i jednej nocy". Ciezko dokladnie to opisac, trzeba to przezyc.